Kap,
kap, kap
Deszcz
spływał po oknach, a jedynym źródłem światła na zewnątrz
były błyskawice, które od czasu do czasu złowrogo
rozświetlały niebo. Potem było słychać grzmot, najgłośniejszy
ze wszystkich tego wieczoru. Kurtyna na chwilę się zasłoniła,
żeby po chwili znów się otworzyć i zacząć złowrogie
przedstawienie. Do grzmotów dołączyły dźwięki samolotów,
przelatujących na niebie. Jedynym pocieszeniem było to, że latało
ich mało. Na szczęście. Niebo się otworzyło i na ziemie spadła
ogromna ulewa. Wiatr zaczął wiać silniej, wyginając drzewa w
okolicy. Przedstawienie zbliżało się do najważniejszego momentu.
Błysk, grzmot. Towarzyszyła temu upiorna muzyka deszczu i wiatru.
Niebo było złe. Niebo było smutne. Niebo płakało. Nagle wiatr
powiał tek mocno, że otworzył okno w piętrowym domku. Z biurka
poleciały kartki zapisane atramentem. Atramentem, którym
niemal był sercem osoby, która zapisywał te kartki snami,
marzeniami. pięknym choć wyimaginowanym życiem. Zapalone świeczki
stojące na stoliku nocnym zgasły, uniemożliwiając dziewczynie
czytanie. Podeszłą ona do okna i je zamknęła, jednakże w pokoju
poczuła charakterystyczny zapach powietrza po burzy i chłodu.
Przejmującego chłodu, który ogarniał nie tylko to miejsce,
ale i cały świat. Chcąc powrócić do lektury wyjęła
zapałki i zapaliła świeczki ponownie. Nikt i nic nie ma prawda
odrywać jej od czytania. Nawet burza szalejąca za oknem. Zanim
wróciła do książki, pozbierała papiery rozrzucone na
podłodze. Nie lubiła sterylnego porządku, ale tez nie mogła
odnaleźć się w bałaganie, dlatego tez po prostu rzuciła je na
biurko nie przejmując się tym, czy są równo ułożone. Jej
matka zawsze chciała mieć porządną córkę. Niestety, udało
jej się to tylko w połowie. Dziewczyna wróciła do swojego
wcześniejszego zajęcia.
Drobne
palce co chwilę przewracały kartki w już lekko zniszczonej
książce. Błyskawice pojawiające się co chwila oświetlały pokój
jasnym, aczkolwiek nieprzyjemnym światłem. W owym blasku można
była ją zobaczyć. Miała falowane, dość długie brązowe włosy.
Nigdy nie spinała ich w warkocz, mimo tego że wszystkim się owa
fryzura podobała. Ona nie była wszystkimi. Była sobą i pragnęła
wychodzić poza schematy, nawet w takich czasach. Jej intensywnie
zielone oczy przesuwały się, szukając na kartkach powieści
czegoś, co ją dotknie, sprawi, że się wzruszy, zdenerwuje, albo
po prostu ucieszy. W wyimaginowanych bohaterach szukała bratniej
duszy, kogoś, z kim będzie mogła się zaprzyjaźnić, ale
wiedziała, że to nigdy nie zastąpi jej prawdziwych ludzi.
Chociaż... Nie, to by było niemożliwe. Nie mogła od tak
sprawić, że jakby kwiat wyrośnie przed nią postać z książki.
Nawet gdyby to był najpiękniejszy kwiat na świcie...
Znowu
zatraciła się w rozmyślaniach, jak miała w zwyczaju. Wtedy jej
oczy były zamglone i każdy mógł zauważyć, że owa istota,
mimo że fizycznie jest w tym miejscu, duchowo odpływa gdzieś
daleko, gdzieś, gdzie jest naprawdę szczęśliwa. Na tym świecie
nigdy tego nie zazna. Takie przynajmniej było jej zdanie. Nie miała
wielu przyjaciół, raczej jedna koleżankę. Dla niej jednak
było to dobre. Nie chciała otaczać się wianuszkiem ludzi, którzy
i tak odwrócą się od niej przy byle okazji. Swojej koleżance
nie mówiła o problemach, obawach, zmartwieniach. Była bardzo
nieufna, jednak to właśnie do niej, niepozornej, dziwnej,
zatraconej w marzeniach dziewczyny, zwracano się z wszelkimi
problemami. Ona potrafiła je rozwiązać, nie patrząc na to, że
ktoś ją lubi, jest wobec niej obojętny, ale jej nie znosi. Starała
się być miła dla wszystkich.
Nawet
w obliczu okropnych rzeczy,które ją dotykały. Nawet, gdy
widziała blizny na rękach, które sama kiedyś zrobiła.
Boże, nienawidziła się wtedy. Śniąc o wyimaginowanej
przyszłości, stwierdziła, że to życie jest bez sensu i trzeba z
tym skończyć. Na szczęście, w porę się opamiętała, jednak
czasem wciąż czuła metaliczny zapach krwi. Nierealny zapach krwi.
Chciała o tym zapomnieć, naprawdę. Minęło kilka lat od tego
okropnego czynu, a ona wciąż próbowała wyrzucić go z
głowy. Czasem na próżno, jednakże ostatnio coraz bardziej o
tym zapominała. Oprócz tego, wciąż miała na nogach
siniaki, po tym, jak banda chłopaków z jej szkoły
postanowiła wyżyć się właśnie na niej. Czym sobie na to
zasłużyła? Niczym, tak naprawdę niczym.
W
końcu na nowo powróciła do swojego zajęcia. Była tak
zmęczona, że nie spostrzegła kiedy zasnęła z nosem w książce.
Często jej się tak zdarzało. Za oknem nadal trwało
przedstawienie. Wiatr porywał do tańca drzewa, które
obracały się tak, jak im podyktował. Błyskawice, upiorne
żyrandole, oświetlały scenę, na której trwał bal. Grzmot
grał muzykę, ale jednak i ona coraz bardziej cichła. Wiatr się
uspokajał, błyskawice oświetlały niebo coraz rzadziej, coraz
słabiej. Drzewa przestały podlegać wiatru, a deszcz jedynie cicho
kropił, uspokajając przyrodę. Burza odchodziła, nie zostawiwszy
po sobie żadnych śladów. Zwierzęta zaczęły nieśmiało
wyciągać głowy z kryjówek, spoglądając na oddalającego
się wroga. Czy przyroda nie jest taka jak ludzie?
~***~
Elizabeth
spała z nosem w książce. Śniła o rycerzu, który uwalnia
ją z wieży. W snach widział najdrobniejsze szczegóły jego
twarzy, sposób w jaki się uśmiecha. Czuła, że mu na niej
zależy. Tylko w snach mogła być taka szczęśliwa. Nagle obudził
ją głośny grzmot. Gwałtownie się obudziła i instynktownie
spojrzała w okno. Burza się oddalała, tylko wystraszyła innych na
pożegnanie. W tym samym czasie dziewczyna usłyszała kroki, a zaraz
później głos swojego ojca.
-Niedobrze,
niedobrze.
-Co
się stało? - odparła jej matka.
-Są.
Już są.
Ich
córka wybiegła z pokoju i zapytała drżącym głosem
-Co
się stało?
-Czechosłowacja
zajęta, w Niemczech zabili Żydów. Julia nie żyje.
Młoda dziewczyna poczuła, jak łzy przychodzą do jej oczu i szybko pobiegła na górę. Usiadła na łóżku i zaczęła płakać. Gorące łzy płynęły po policzkach tworząc swoisty wodospad smutku, przywiązania i tęsknoty. Julia, jej ukochana kuzynka, miała tylko dwadzieścia lat. Tylko tyle musiało jej wystarczyć. Elizabeth nie wiedziała, skąd jej ojciec miał te informacje, ale skoro wypowiedział je takim tonem, to musiały być one prawdziwe. Nie zdając sobie sprawy z naprawdę późnej pory, młoda kobieta ciągle łkała w poduszkę. Nagle w drzwiach stanęła matka, która podeszła do córki i ją przytuliła. Nic nie mówiła, słowa w takiej sytuacji są niepotrzebne. Julia... Właśnie do niej owa istota płacząca na łóżku była najbardziej przywiązana. Gdy umarła jej kuzynka, jej świat też powoli zaczął umierać. Matka przytulała swoją córkę długo, lecz później wyszła myśląc, że śpi. Myliła się. Dziewczyna leżała na łóżku patrząc w gwieździste niebo oczami pełnymi łez. Tej nocy już nie zasnęła.
Młoda dziewczyna poczuła, jak łzy przychodzą do jej oczu i szybko pobiegła na górę. Usiadła na łóżku i zaczęła płakać. Gorące łzy płynęły po policzkach tworząc swoisty wodospad smutku, przywiązania i tęsknoty. Julia, jej ukochana kuzynka, miała tylko dwadzieścia lat. Tylko tyle musiało jej wystarczyć. Elizabeth nie wiedziała, skąd jej ojciec miał te informacje, ale skoro wypowiedział je takim tonem, to musiały być one prawdziwe. Nie zdając sobie sprawy z naprawdę późnej pory, młoda kobieta ciągle łkała w poduszkę. Nagle w drzwiach stanęła matka, która podeszła do córki i ją przytuliła. Nic nie mówiła, słowa w takiej sytuacji są niepotrzebne. Julia... Właśnie do niej owa istota płacząca na łóżku była najbardziej przywiązana. Gdy umarła jej kuzynka, jej świat też powoli zaczął umierać. Matka przytulała swoją córkę długo, lecz później wyszła myśląc, że śpi. Myliła się. Dziewczyna leżała na łóżku patrząc w gwieździste niebo oczami pełnymi łez. Tej nocy już nie zasnęła.
Była
jesień 1938 roku , Elizabeth Dare miała 17 lat, a świat
powoli umierał...
~***~
Wiem, to nie jest super-hiper dobre. Wiem, że nie pasuje do cudownej, świątecznej atmosfery. Wiem, że być może zawiodłam nieistniejących czytelników. Przepraszam Was za to. Wiem, że nie pisze zbyt dobrze. Wiem, że w tym opowiadaniu jest mnóstwo błędów, ale wkładam w nie serce. a jakie to serce człowieka wolne od błędów? Z góry mówię, a raczej pisze, nie spodziewajcie się super łatwego opowiadania o banalnej tematyce. postanowiłam się uporać z moją druga, być może mroczniejsza strona i przelać na papier to, co we mnie siedzi i nie daje mi spokoju. Rozdziały będą pojawiać się nieregularnie. to, że ten w ogóle się pojawił zawdzięczam Repugnanace. Dzięki. Za wszystko, naprawdę. Życzę wesołych świąt w prawdziwej, Bożej atmosferze wolnej od komercji. Wybaczcie, nie jestem dobra w składaniu życzeń.
Wiesz, że uwielbiam ostatnie zdanie. Tak samo jak wiesz, że uwielbiam Ciebie. Pominę fakt, że większość twojego posłowia jest stekiem bzdur. Piszesz bardzo dobrze i to widać. Cieszę się, że dodałaś już dzisiaj. Moje Krzyki też nie są zbyt świąteczne, ale mimo wszystko są dodane. Nie możemy sugerować się świętami w naszej twórczości. Musimy dodawać wtedy, kiedy chcemy.
OdpowiedzUsuńI choć już pisałam Ci co myślę o tym rozdziale, komentuję, bo wiem, że to motywuje.
Trzymaj się ciepło, kochana. Pisz jak najszybciej.
:*
Smutno, sale pięknie. Mówiłam Ci już że bardzo mi się to podoba. Jest świetne. Co tu więcej będę pisać, co miałam do napisania już przekazałam Ci wcześniej.
OdpowiedzUsuńSpełnienia marzeń i wielu słów przelanych do worda. ;*