niedziela, 23 grudnia 2012

1.Burza

   Kap, kap, kap

   Deszcz spływał po oknach, a jedynym źródłem światła na zewnątrz były błyskawice, które od czasu do czasu złowrogo rozświetlały niebo. Potem było słychać grzmot, najgłośniejszy ze wszystkich tego wieczoru. Kurtyna na chwilę się zasłoniła, żeby po chwili znów się otworzyć i zacząć złowrogie przedstawienie. Do grzmotów dołączyły dźwięki samolotów, przelatujących na niebie. Jedynym pocieszeniem było to, że latało ich mało. Na szczęście. Niebo się otworzyło i na ziemie spadła ogromna ulewa. Wiatr zaczął wiać silniej, wyginając drzewa w okolicy. Przedstawienie zbliżało się do najważniejszego momentu. Błysk, grzmot. Towarzyszyła temu upiorna muzyka deszczu i wiatru. Niebo było złe. Niebo było smutne. Niebo płakało. Nagle wiatr powiał tek mocno, że otworzył okno w piętrowym domku. Z biurka poleciały kartki zapisane atramentem. Atramentem, którym niemal był sercem osoby, która zapisywał te kartki snami, marzeniami. pięknym choć wyimaginowanym życiem. Zapalone świeczki stojące na stoliku nocnym zgasły, uniemożliwiając dziewczynie czytanie. Podeszłą ona do okna i je zamknęła, jednakże w pokoju poczuła charakterystyczny zapach powietrza po burzy i chłodu. Przejmującego chłodu, który ogarniał nie tylko to miejsce, ale i cały świat. Chcąc powrócić do lektury wyjęła zapałki i zapaliła świeczki ponownie. Nikt i nic nie ma prawda odrywać jej od czytania. Nawet burza szalejąca za oknem. Zanim wróciła do książki, pozbierała papiery rozrzucone na podłodze. Nie lubiła sterylnego porządku, ale tez nie mogła odnaleźć się w bałaganie, dlatego tez po prostu rzuciła je na biurko nie przejmując się tym, czy są równo ułożone. Jej matka zawsze chciała mieć porządną córkę. Niestety, udało jej się to tylko w połowie. Dziewczyna wróciła do swojego wcześniejszego zajęcia.
   Drobne palce co chwilę przewracały kartki w już lekko zniszczonej książce. Błyskawice pojawiające się co chwila oświetlały pokój jasnym, aczkolwiek nieprzyjemnym światłem. W owym blasku można była ją zobaczyć. Miała falowane, dość długie brązowe włosy. Nigdy nie spinała ich w warkocz, mimo tego że wszystkim się owa fryzura podobała. Ona nie była wszystkimi. Była sobą i pragnęła wychodzić poza schematy, nawet w takich czasach. Jej intensywnie zielone oczy przesuwały się, szukając na kartkach powieści czegoś, co ją dotknie, sprawi, że się wzruszy, zdenerwuje, albo po prostu ucieszy. W wyimaginowanych bohaterach szukała bratniej duszy, kogoś, z kim będzie mogła się zaprzyjaźnić, ale wiedziała, że to nigdy nie zastąpi jej prawdziwych ludzi. Chociaż... Nie, to by było niemożliwe. Nie mogła od  tak sprawić, że jakby kwiat wyrośnie przed nią postać z książki. Nawet gdyby to był najpiękniejszy kwiat na świcie...
   Znowu zatraciła się w rozmyślaniach, jak miała w zwyczaju. Wtedy jej oczy były zamglone i każdy mógł zauważyć, że owa istota, mimo że fizycznie jest w tym miejscu, duchowo odpływa gdzieś daleko, gdzieś, gdzie jest naprawdę szczęśliwa. Na tym świecie nigdy tego nie zazna. Takie przynajmniej było jej zdanie. Nie miała wielu przyjaciół, raczej jedna koleżankę. Dla niej jednak było to dobre. Nie chciała otaczać się wianuszkiem ludzi, którzy i tak odwrócą się od niej przy byle okazji. Swojej koleżance nie mówiła o problemach, obawach, zmartwieniach. Była bardzo nieufna, jednak to właśnie do niej, niepozornej, dziwnej, zatraconej w marzeniach dziewczyny, zwracano się z wszelkimi problemami. Ona potrafiła je rozwiązać, nie patrząc na to, że ktoś ją lubi, jest wobec niej obojętny, ale jej nie znosi. Starała się być miła dla wszystkich.
Nawet w obliczu okropnych rzeczy,które ją dotykały. Nawet, gdy widziała blizny na rękach, które sama kiedyś zrobiła. Boże, nienawidziła się wtedy. Śniąc o wyimaginowanej przyszłości, stwierdziła, że to życie jest bez sensu i trzeba z tym skończyć. Na szczęście, w porę się opamiętała, jednak czasem wciąż czuła metaliczny zapach krwi. Nierealny zapach krwi. Chciała o tym zapomnieć, naprawdę. Minęło kilka lat od tego okropnego czynu, a ona wciąż próbowała wyrzucić go z głowy. Czasem na próżno, jednakże ostatnio coraz bardziej o tym zapominała. Oprócz tego, wciąż miała na nogach siniaki, po tym, jak banda chłopaków z jej szkoły postanowiła wyżyć się właśnie na niej. Czym sobie na to zasłużyła? Niczym, tak naprawdę niczym.
   W końcu na nowo powróciła do swojego zajęcia. Była tak zmęczona, że nie spostrzegła kiedy zasnęła z nosem w książce. Często jej się tak zdarzało. Za oknem nadal trwało przedstawienie. Wiatr porywał do tańca drzewa, które obracały się tak, jak im podyktował. Błyskawice, upiorne żyrandole, oświetlały scenę, na której trwał bal. Grzmot grał muzykę, ale jednak i ona coraz bardziej cichła. Wiatr się uspokajał, błyskawice oświetlały niebo coraz rzadziej, coraz słabiej. Drzewa przestały podlegać wiatru, a deszcz jedynie cicho kropił, uspokajając przyrodę. Burza odchodziła, nie zostawiwszy po sobie żadnych śladów. Zwierzęta zaczęły nieśmiało wyciągać głowy z kryjówek, spoglądając na oddalającego się wroga. Czy przyroda nie jest taka jak ludzie?

~***~ 

   Elizabeth spała z nosem w książce. Śniła o rycerzu, który uwalnia ją z wieży. W snach widział najdrobniejsze szczegóły jego twarzy, sposób w jaki się uśmiecha. Czuła, że mu na niej zależy. Tylko w snach mogła być taka szczęśliwa. Nagle obudził ją głośny grzmot. Gwałtownie się obudziła i instynktownie spojrzała w okno. Burza się oddalała, tylko wystraszyła innych na pożegnanie. W tym samym czasie dziewczyna usłyszała kroki, a zaraz później głos swojego ojca.
-Niedobrze, niedobrze.
-Co się stało? - odparła jej matka.
-Są. Już są.
Ich córka wybiegła z pokoju i zapytała drżącym głosem
-Co się stało?
-Czechosłowacja zajęta, w Niemczech zabili Żydów. Julia nie żyje.
   Młoda dziewczyna poczuła, jak łzy przychodzą do jej oczu i szybko pobiegła na górę. Usiadła na łóżku i zaczęła płakać. Gorące łzy płynęły po policzkach tworząc swoisty wodospad smutku, przywiązania i tęsknoty. Julia, jej ukochana kuzynka, miała tylko dwadzieścia lat. Tylko tyle musiało jej wystarczyć. Elizabeth nie wiedziała, skąd jej ojciec miał te informacje, ale skoro wypowiedział je takim tonem, to musiały być one prawdziwe. Nie zdając sobie sprawy z naprawdę późnej pory, młoda kobieta ciągle łkała w poduszkę. Nagle w drzwiach stanęła matka, która podeszła do córki i ją przytuliła. Nic nie mówiła, słowa w takiej sytuacji są niepotrzebne. Julia... Właśnie do niej owa istota płacząca na łóżku była najbardziej przywiązana. Gdy umarła jej kuzynka, jej świat też powoli zaczął umierać. Matka przytulała swoją córkę długo, lecz później wyszła myśląc, że śpi. Myliła się. Dziewczyna leżała na łóżku patrząc w gwieździste niebo oczami pełnymi łez. Tej nocy już nie zasnęła.

Była jesień 1938 roku , Elizabeth  Dare miała 17 lat, a świat powoli umierał...

~***~

Wiem, to nie jest super-hiper dobre. Wiem, że nie pasuje do cudownej, świątecznej atmosfery. Wiem, że być może zawiodłam nieistniejących czytelników. Przepraszam Was za to. Wiem, że nie pisze zbyt dobrze. Wiem, że w tym opowiadaniu jest mnóstwo błędów, ale wkładam w nie serce. a jakie to serce człowieka wolne od błędów? Z góry mówię, a raczej pisze, nie spodziewajcie się super łatwego opowiadania o banalnej tematyce. postanowiłam się uporać z moją druga, być może mroczniejsza strona i przelać na papier to, co we mnie siedzi i nie daje mi spokoju. Rozdziały będą pojawiać się nieregularnie. to, że ten w ogóle się pojawił zawdzięczam Repugnanace. Dzięki. Za wszystko, naprawdę. Życzę wesołych świąt w prawdziwej, Bożej atmosferze wolnej od komercji. Wybaczcie, nie jestem dobra w składaniu życzeń.

2 komentarze:

  1. Wiesz, że uwielbiam ostatnie zdanie. Tak samo jak wiesz, że uwielbiam Ciebie. Pominę fakt, że większość twojego posłowia jest stekiem bzdur. Piszesz bardzo dobrze i to widać. Cieszę się, że dodałaś już dzisiaj. Moje Krzyki też nie są zbyt świąteczne, ale mimo wszystko są dodane. Nie możemy sugerować się świętami w naszej twórczości. Musimy dodawać wtedy, kiedy chcemy.
    I choć już pisałam Ci co myślę o tym rozdziale, komentuję, bo wiem, że to motywuje.
    Trzymaj się ciepło, kochana. Pisz jak najszybciej.
    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutno, sale pięknie. Mówiłam Ci już że bardzo mi się to podoba. Jest świetne. Co tu więcej będę pisać, co miałam do napisania już przekazałam Ci wcześniej.
    Spełnienia marzeń i wielu słów przelanych do worda. ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy