środa, 26 grudnia 2012

2.Noc kryształowa

   Blond włosa kobieta schodziła schodami, które lekko skrzypiały. Nic dziwnego, w końcu dom, choć piękny, miał już swoje lata, jednakże to tylko dodawało mu uroku. Po chwili była już na dole. Spojrzała na zmęczona i naznaczoną smutkiem twarz swojego męża. Podeszła do niego i chwyciła jego rękę w swoje dłonie. Prosty gest, a znaczył więcej, niż jakiekolwiek inne. Stali tak przez chwilę. W końcu mężczyzna usiadł na wysłużonym fotelu i zmarszczył czoło. Nigdy nie był tak zmartwiony. Teraz, w świetle jedynie kilku świec, jego żona zauważyła, że zaczął się starzeć. Wcześniej nie zwracała na to zbytniej uwagi i może właśnie dlatego czas przemknął jej jak piasek przelatujący przez palce. Jak wiatr, którego nie widać, ale pozostawiające po sobie ślady. Czasem ogromne, czasem nieznaczne. 
-Wiesz coś więcej? - zapytała Helena, przerywając ciszę.
-Tyle, co słyszałem w radiu w pracy. Informacje były dość ubogie, sama rozumiesz. 
-Ilu ludzi zginęło.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem. Domyślam się jednak, że to była okropna noc...

~***~

Poprzedniej nocy
 
   Na ulicach był mnóstwo ludzi. Niektórzy kryli się pod parasolami, inni przeciwnie, niczym małe dzieci biegali po kałużach. Cieszyli się życiem, póki mogli. Nie wiedzieli tego, ale zostało im mało czasu. W witrynach sklepu, w którym, jak głosił wielki napis "Żydowska żywność", sprzedawano tradycyjne jedzenie osób z Bliskiego Wschodu. W owym rodzinnym sklepie jednak zwykle rozdawano biednym produkty, które się nie sprzedały danego dnia. Właściciele sklepu byli dobrzy dla wszystkich i każdy darzył ich życzliwością. Ale czy na pewno mieli zagwarantowany spokój? Biorąc pod uwagę to, że w powietrzu wisiało jakieś napięcie, nikt nie miał prawa czuć się bezpiecznie. Nie dzisiaj, nie w tych czasach. Nie teraz, kiedy wojna wisiała dosłownie na włosku, który był dodatkowo obciążony dwiema cegłami. 
   W pomieszczeniu znajdował się kominek, w którym wesoło płonął ogień. Płomienie nadawały ciepłą poświatę ceglanym ścianom. Wszystko emanowało spokojem, miłością - wydawało się nie z tego świata. wysoki brunet wycierał kurze w starych szafkach, a brązowo włosa młoda kobieta podawała mu słoiki z konfiturami domowej roboty. Mimo że nie byli rodzina, zachowywali się jak rodzeństwo, a dziewczyna traktowała rodziców Davida, bo tak owy młody mężczyzna miał na imię, jak swoich własnych. Jej rodzicielka mieszkała we Francji, a ojciec... No właśnie, gdzie był jej ojciec? Od tego lekko zakręciło jej się w głowie, a na policzku pojawiła się samotna łza.
-Julio, wszystko dobrze? - zapytał z troska David
-Tak, tak, w jak najlepszym porządku. - odpowiedziała, starając się zabrzmieć pewnie, jednakże nie udało jej się to.
-Znowu ojciec?
   Julia Paux milczała. nie musiała nic mówić. Jej przyjaciel z twarzy doskonale odczytywał to, co działo się w młodym sercu dziewczyny, które było wypełnione tęsknota. tęsknota za lepszym życiem, prawdziwa rodzina i pokojem na świecie. Temu sercu przyszło bić w niewłaściwych czasach. David nie wstał jednak i jej nie przytulił, ale ujął jej dłoń w swoje ręce i uścisnął.
-Nie płacz, proszę. Mój ojciec nie byłby zadowolony, gdyby zobaczył, że pozwalam damom płakać.
-stwierdził chłopak z uśmiechem.
-No dobrze - jego towarzyszka otarła łzy i przywołała na twarz delikatny uśmiech. 
-Od razu lepiej - powiedział wracając do swojego poprzedniego zajęcia - Możesz mi podać teraz te śliwkowe? Dzięki.

~***~

   W ciemnej dzielnicy Berlina pojawiło się więcej osób, niż zwykle. Grupka mężczyzn wyciągnęła z kieszeni papierosy i zapałki.Zapalili używkę i zaciągnęli się. na ich twarzach zagościł wyraz błogości. Dym wypełnił ich płuca, aż w końcu usta wypuściły małe obłoczki szarego gazu. To jedyna przyjemność w życiu typów spod ciemnej gwiazdy: kradziony tytoń i alkohol. Na nic innego ich nie stać. Nie byli zdolni odczuwać przyjemności z pozytywnych rzeczy, w ich życiu liczyło się tylko jedno: pieniądze, zarobione choćby za największą cenę - życie, nieważne czy ich czy ofiar. Nagle tych kilkunastu ludzi oślepiło światło reflektorów czarnego samochodu marki Ford. Zbliżał się do nich powoli. Właściciel owej maszyny zgasił światła, wyjął kluczyk ze stacyjki, otworzył drzwi, a następnie wyszedł, zamykając swoja własność. Pieniądze, ach, pieniądze. To się najbardziej w życiu liczy. Pieniądze i władza. Jakże cudowne jest posiadanie... nie chodzi o to, by coś z tym zrobić,. tylko, aby mieć coś na własność, coś czego nikt nie będzie w stanie wykraść nie narażając przy tym życia. Tak, rzeczy materialne o dużej wartości to coś, co źli ludzie lubią najbardziej.
   Mężczyzna przeszedł parę metrów. W świetle latarni było widać jego nienagannie skrojony garnitur z znakiem faszystowskim na prawym ramieniu. Światło lampy gazowej, która mogła świecić jakiś czas, zostało zniszczone przez nabój wylatujący z lufy pistoletu nieznanego człowieka. Sądząc po podziwie, który był w oczach tłumu, człowiek, który każdego zwykłego przechodnia napawałby jedynie lękiem, był kimś ważnym. Kimś wyjątkowo ważnym. 
   Jego kroki zagłuszała miękka gleba.W takich miejscach jak te, nawet korzystniejsze było niepołożenie drogi. Ktoś mógł zauważyć, że zbierają się tutaj podejrzani ludzie. Ale nie tutaj. Nie dzisiaj. Nie w tych czasach. Na twarzy owego mężczyzny mimowolnie pojawił się drwiący uśmieszek, który zwiastował bynajmniej coś pozytywnego. Chłopcy będą szczęśliwi, jak się dowiedzą, stwierdził w myślach, napawając się rozkazem wydanym niedawno przez największe władze niemieckie. Niszczyć. Trzeba niszczyć Żydów.
   Człowiek już zdążył podejść do swoich towarzyszy. Wyrwał jednemu z nich papierosa z ust, zaciągnął się dymem, po czym zakaszlał.
-Co za paskudztwo... - mruknął, wyciągając z kieszeni swoje własne papierosy. Włożył jednego z nich do ust, po czym odpalił od pierwszego mężczyzny stojącego po jego prawej. Napełnił swoje płuca rakotwórczą mieszanką, po czym wypuścił ją nadając powietrzu zapach trującego luksusu.
-Tego mi było trzeba - powiedział, czując na sobie wyczekujący wzrok jego... poddanych? Tak, to dobre słowo: jego poddanych
-Jest zgoda od Hitlera. Możemy zaczynać.
   W tym momencie nastąpił ogromny wybuch radości. Niemcy krzyczeli "Jedna Rzesza, jeden naród, jeden wódz!". Nie obchodziło ich to, że ktoś może ich usłyszeć. Właśnie teraz, w tej chwili, zdanie tych, którzy pragnęli pokoju przestało się liczyć na krajowej arenie. Typy spod ciemnej gwiazdy wyjęli zza pazuch tanie pistolety, a niektórzy pałki. Zaczął się marsz zagłady...

~***~

-Dzieje się coś niedobrego...-mruknęła Julia, kończąc podawać Davidowi słoiki z przetworami.
-Co masz na myśli? - zapytał jej przyjaciel schodząc ze stołka.
-Ta cisza na zewnątrz jest... Niepokojąca. Zwłaszcza ze względu na ostatnie wydarzenia - dodała, przypominając sobie wieść o zastrzelonym "panie ważnym" z rządu Hitlera
-Julio, schowaj się.
-Czemu?
-Nie słyszysz? Nie ma już ciszy. Szybko! - krzyknął i ona też to usłyszała. Tłum ludzi skandujących faszystowskie oraz antysemickie hasła. Młoda kobieta jednak po prostu stała.
-Julio! Szybko, schowaj się!
-Nie jestem Żydówką...
-Jesteś naiwna! Nie przyjdą do ciebie i nie spytają się, czy jesteś Żydówką, tylko zastrzelą cię bez względu na wszystko. To są Niemcy! Leć obudź rodziców! - David krzyczał do dziewczyny, jednakże na chwilę podbiegł do niej.
-Słuchaj, jeśli to ostatni raz, kiedy widzimy się żywi, chciałbym ci powiedzieć, że kocham cię jak siostrę. naprawdę. - dziewczyna wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
- Uważaj na siebie - szepnął, czując jej łzy na swojej koszuli   
-Ty też - odparła łkając. - Jakbym zginęła...
-Nie mów tak. - chłopak walczył ze sobą, żeby nie uronić łez. Jeśli Julia umrze... Jego serce się złamie. Nie ma nic gorszego od straty najbliższej osoby
-Ale co jeśli właśnie tak się stanie? Znajdź ją. Moją kuzynkę, Elizabeth. i przekaz jej to - po tych słowach ściągnęła z szyi łańcuszek, na którym był jakiś kamień, jednak David w świetle świetle nie rozpoznał go .
-Jestem pewna, że ją pokochasz - powiedziała uśmiechając się delikatnie - i że ona pokocha ciebie.
-Skąd taka pewność?
-Bo i ja cię pokochałam. - pocałowała go czule, delikatnie.Wiedziała, że widzi go po raz ostatni w swoim życiu. nie chciała nic stracić. Nie mogła.
-Julio! - krzyknął jeszcze David, ale ona go nie usłyszała. Biegła szybko i do przodu, chcą uratować ludzi, którzy obdarzyli ją uczuciem, niczym własną córkę.

~***~

   Chwilę później najgorsze obawy Davida potwierdziły się. Zobaczył ogień płonący w budynku, w którym mieszkali jego sąsiedzi. Odmówił w myślach krótką  modlitwę, poprosił Boga o odwagę i mógł tylko patrzeć na szkło, które rozpryskiwało się w różnych kierunkach. Mógł tylko słuchać krzyków ludzi, których znał, słuchać wystrzału z pistoletu i nagłego milczenia. Mógł tylko poczuć unoszący się wszędzie zapach prochu, śmierci, a przede wszystkim nienawiści. Młody mężczyzna zacisnął ręce na broni, która trzymał. Nie chciał jej używać. Był na to za słaby i wiedział o tym, jednakże, gdy w grę wchodziło życie ukochanych osób zawahałby się tylko przez chwilę. Być może o jedną chwilę za dużo.
   I w tym momencie Niemcy weszli do sklepu. jeden z nich, bez niczego w dłoni zaczął bić Davida. Ten odwdzięczał się tym samym. Pozostali rozbijali szyby, strzelali do drzwi, wyrzucali rzeczy z półek.
-Stop! - krzyknął po niemiecku ojciec Davida i oddał strzał z pistoletu. niestety, niecelny. Niemiec jednak nie chybił. Czterdziestoletni mężczyzna runął na ziemię. Jego syn usłyszał krzyk kobiety. Jego matki, jednakże i on rozpłynął się w nicości. Jedyną żywą osobą, którą faszyści mogli by zamordować, była Julia. Właśnie o nią młody mężczyzna bał się najbardziej.
-Chodźcie, chodźcie po mnie! Nic mi nie zrobicie! - wołanie młodej kobiety wypełniło budynek. Niemiec, który bił Davida puścił go i rzucił na ziemię, a później pobiegł z innymi schodami, by znaleźć ową istotkę, która ośmieliła się zakłócić im zadanie.
   David momentalnie wybiegł z domu.
   Pół godziny później, gdy chował się w opuszczonej stodole, widział płomienie trawiące jego dom i całą okolice. Żydowska dzielnica przestała istnieć.
-Przepraszam... - powiedział cicho, a na jego policzka wypłynęły łzy - Zawiodłem was...

~***~

Rozdział dedykuję Gabie, choć zasługujesz na coś dużo lepszego. Wiem, że miał być po Nowym Roku, ale ta szanowna osóbka mnie do tego zmusiła. Taki prezent na święta. Następne notki będą się ukazywać nieregularnie. Wiecie, szkoła...

7 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza, dziękuję, idę czytać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, przeczytałam. :D Wiesz, że uwielbiam Twoje opisy. Tak samo jak uwielbiam losy Twoich bohaterów, choć dopiero czekam na ich rozwinięcie. Mam nadzieję, że Chłopak odnajdzie kuzynkę Julii (w sumie, to wiem, że Chłopak ją znajdzie, ale co tam :D). Świetnie opisałaś scenę pożegnania Julii i Chłopaka. On jej, że ją kocha jak siostrę, a ona mu z grubej rury. Czekam na kolejny, ale to też wiesz.
      Weny, bo inaczej będę patrzeć. :*
      (Wcale a wcale nie używam zwrotu Chłopak zamiast imienia. I wcale a wcale nie będę tak robić.)

      Usuń
  2. Nie bój się imienia David, bo nie piszę o Twoim "przyszłym mężu" xD Przede wszystkim dziękuję za taką pozytywną opinię, naprawdę się nie spodziewałam. Nie wiedziałam, że lubisz Elizabeth, Julię i Davida. David, jak po przeczytaniu tego rozdziału mogłaś się domyślić, odegra znacząca rolę w tym opowiadaniu. I wcale a wcale nie piszę głupot w tym komentarzu tylko dlatego, żeby pojawiło się w nim imię David. ;)I nie patrz się na mnie, bo wiesz, że czasami naprawdę nie umiem nic napisać, zwłaszcza, że teraz wyczerpałam swoją rezerwę rozdziałową.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie. Tzn. świetny rozdział, genialne opisy no i przede wszystkim nie stoisz w miejscu, coś się dzieje. Czekam z niecierpliwością na rozwinięcie wydarzeń.
    PS Cztery razy użyłaś imienia "David" w tym komentarzu powyżej, dziewczyno, i Ty chcesz żeby tak na Ciebie nie patrzała? :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej... Tylko to mi się teraz nasunęło na myśl. Poruszasz bardzo ciężką i poważną tematykę, ale jak na razie świetnie sobie z tym radzisz. Powiem Ci, że zaskoczyłaś mnie czasem akcji, a odwoływanie się do nocy kryształowej. Przygwoździłaś mnie, nie mogłam się oderwać. I pal licho pojedyncze błędy, gdy sens historii jest tak głęboki. Mam nadzieję, że nie zgubisz tego sensu, za bardzo skupiając się na relacjach Davida i Elizabeth. Owszem ich relacja niewątpliwie będzie istotna dla tej opowieści, pokaże, że nawet w tak okrutnych czasach było jakieś szczęście, ale chyba chodzi też o coś innego. Jestem przekonana, że wiesz, o czym mówię.;) Ha imię David jest wszędzie! W mojej pierwszej historii, która nigdy nie ujrzała światła dziennego, główny bohater też miał tak na imię. To dziwne. A Eli pokochałam od pierwszego zdania. Myślę, że jest swoistym alter ego wielu autorek, a już na pewno moim. W pełni się z nią utożsamiam, no może z wyjatkiem samookaleczania. To mi jeszcze do głowy nie przyszło. A David nie może się obwiniać za śmierć najblizszych. Przecież nie mógł nic zrobić. Pozdrawiam i życzę dużo weny w Nowym Roku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, Twój komentarz niewątpliwie nie należy do krótkich. Przede wszystkim bardzo dziękuję za tak pozytywna opinie, nie spodziewałam się tego, ze kogoś owa historia może porwać. Dziękuję ogromnie jeszcze raz! ;*

      Usuń
    2. Nie wiem jak ty, ale ja tam lubię długie komentarze.:D Nic nie poradzę na to, że historia to moja pasja, a w ostatnim czasie właśnie ta międzywojnia i II wojny światowej mnie najbardziej pochłania. Musisz wierzyć w swoje umiejętności, bo naprawdę umiesz zainteresować. :) Niech jednym z argumentów będzie fakt, że z blogów nie czytam praktycznie nic niesiatkarskiego. A tu jednak zostałam. ;D

      Usuń

Obserwatorzy