To bardzo ciekawe zjawisko. Człowiek wiele lat buduje coś, co może runąć w jednej chwili. Sekundy decydują o tym, czy ogromna budowla stanie się pyłem. Nieważne, czy chodzi o pałac, który stoi na wyspie czy relacje między ludźmi. Na przykład przyjaźń, tak to dobry przykład ciągłego budowania. Cegiełka, którą może być wszystko, spajana przez cement, którym jest czas.
Ale nawet ona może runąć.
W jednej chwili.
Szybko.
Zdecydowanie za szybko.
Brązowowłosa dziewczyna siedziała na łóżku i płakała. Łzy bawiły się w wyścigi na jej policzkach, skapując na i tak mokra poduszkę.
Kap, Kap, kap.
Oczy owej młodej osoby były przekrwione. Nic dziwnego, w końcu od dwóch dni siedziała sama w pokoju i płakała. Nic nie jadła, nie odzywała się. Zamknęła się w sobie. Łzy tworzył swoisty kokon, którym się owijała, nie chcąc zaakceptować sytuacji w której się znalazła. jej kuzynka, przyjaciółka, jedyna osoba, która ją rozumiała... Odeszła. Już jej nie ma.
Ich zdjęcia sprzed kilku lat leżały na łóżku, ich listy, w których opisywały sobie życie we Francji i w Niemczech spoczywały na biurku pamiętając dotyk palców młodej kobiety.
Nagle Elizabeth usłyszała pukanie do drzwi. Kilka sekund później stanęła w nich Helena, matka dziewczyny.
-Kochanie, wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz się z tym pogodzić...
-Wyjdź! - krzyknęła córka przerywając jej w pół słowa
Jej matka jednak nie przejęła się tym i podeszła do łóżka swojego jedynego dziecka. usiadła i przytuliła Elizabeth. Ta odwróciła głowę i zaczęła płakać, pozwalając, by łzy wsiąkały w bluzkę rodzicielki. Tego potrzebowała: poczuć się jak małe dziecko, które upadło i z płaczem idzie do mamy, by je wyleczyła. Siedemnastoletnia dziewczyna czuła się jak czteroletnie dziecko.
-Mamo, przepraszam
Adresatka wypowiedzi nie powiedziała nic, ale jeszcze mocnej przytuliła dziewczynę.
-Eli, pogrzeb Julii planowany jest za dwa tygodnie. Oczywiście, jedziemy do Niemiec.
-Czemu mi to mówisz? - odparła, a pojedyncza łza spłynęła jej po policzku
-Żebyś się z tym pogodziła. Śpij dobrze - matka wstała, przykryła córkę kołdrą, zrobiła jej znak krzyża na czole, zdmuchnęła świeczkę stojąca na biurku. Następnie wyszła i zamknęła drzwi.
Elizabeth Dare tej nocy spała spokojnie. Po raz pierwszy od kilku tygodni.
~***~
Obudził się, gdy słońce już wzeszło na niebo. Ciemne włosy były w nieładzie.Policzki pokryła warstwa... lodu? Nie to nie był lód, tylko łzy. Młody mężczyzna płacze? Nie w tych czasach. Nie w tym życiu.
A jednak.
Swoje oczy otwierał powoli, jakby nie umiał przyzwyczaić się do otoczenia. Najpierw ukazała się lewa tęczówka, później prawa. Obie niebieskie, niczym ocean, w którym można utonąć w jednej chwili. Piękny, ale niebezpieczny. Nieznany, ale dający się oswoić. Tajemniczy, a jednak odsłaniający wszystkie swoje sekrety.
David już nie płakał. Jego serce pękło na tysiące małych kawałków. Nie chciał iść do przodu, bał się przyszłości. Tęsknił. Tęsknił za matką, ojcem i Julią. Jego usta nadal pamiętały dotyk warg przyjaciółki. Mimowolnie dotknął ich palcami. Ona go kochała, ale nie jak brat. Nie domyślił się tego... właściwie czemu? Był głupi? Bo nie umiał obserwować? Nie, młoda Francuzka była znakomita aktorką, bardzo dobrze ukrywała swoje uczucia. Zbyt dobrze. A tydzień temu? Tamtej nocy oddała za niego życie. On też byłby gotów, tylko, że ona go w tym uprzedziła. Dokonała złego wyboru. Mogła żyć, miała tyle przed sobą.
David nie umiał się pogodzić z tym, że młoda Francuzka oddała za niego życie. Ściągnął z szyi medalion podarowany mu przez pannę Paux. Dopiero teraz miał okazję, a przede wszystkim był gotów przyjrzeć mu się dokładnie. Klejnot miał kształt koła z dwiema przecinającymi się ósemkami w środku. Tuż przed krawędzią, we wnętrzu każdego z czterech małych kółek, których krawędzie były wykonane ze złota umiejscowiony był maleńki rubin. Pogładził amulet palcem i wyczuł, że jego powierzchnia jest wytłoczona gwiazdami.
-Interesujące - szepnął, patrząc z błyskiem w oku na kosztowność spoczywającą w jego dłoniach.Gwiazdy wydawały mu się.. bardziej żydowskie, a wiedział, że Julia i cała jej rodzina, przynajmniej ze strony matki, są chrześcijanami. On jednak wciąż czekał na przyjście Mesjasza.
David Reves wstał z łóżka, które mu odstąpili dalecy krewni. Mógł liczyć na wsparcie rodziny, która nie mieszkała w dzielnicy żydowskiej. Oni przeżyli, ale cierpieli równie mocno, jak on.
Spojrzał na zegar, który wskazywał dziewiątą. Tego dnia spał wyjątkowo długo. Zwykle bowiem budził około piątej i nie umiał spać dalej, jednakże nie dzisiaj. Uśmiechnął się lekko do siebie. Po raz pierwszy od tamtej nocy.
Wyszedł z pokoju i udał się do kuchni, gdzie jego ciotka i wuj pili herbatę. Na stole leżały trzy kanapki.
-Davidzie...
-Tak, wuju?
-Pogrzeb twoich rodziców i Julii jest za tydzień.
Młody mężczyzna w milczeniu skinął głową. Nie chciał, by ktokolwiek zobaczył ślad łez w jego oczach. Okazał już wyjątkowo dużo słabości.
~***~
Pogoda tego dnia wyjątkowo żartowała sobie z ludzi. Choć był listopad, na niebie nie pojawiła się żadna chmura. Słońce świeciło, dosięgając swoimi krótkimi, jesiennymi promieniami wszystko dookoła. Dla obserwatora, który nie wiedziałby, jakie jest miesiąc, spokojnie uznałby, że patrzy na marcowy krajobraz.
Ludzie ubrani na czarno stali przy bramie cmentarza. Było ich mnóstwo. Prawie wszyscy płakali. Łzy spadały na wyschniętą trawę, jednak i one nie mogły przywrócić jej życia. Zebrani chcieli zapomnieć, że to właśnie ich spotkało. Marzyli, by Ci, których mieli pogrzebać wstali i z uśmiechem wrócili do domu. Tęsknota niczym gałęzie cierni, raniła i coraz mocniej otaczała serce, które prędzej czy później musiałoby pęknąć.
Elizabeth Dare wraz z rodzicami również stała w tym tłumie. Jej włosy nie były splecione w warkocz, jak kazała jej zrobić matka. Przeciwnie, spływały po plecach w lekkim nieładzie. Młoda kobieta nie dbała o to, czy ktoś wytknie ją palcami, rzuci jakiś głupi komentarz odnośnie Francuzek. Była w Niemczech pierwszy raz,ale już zdążyła znienawidzić ten kraj. Za Julię. Za ta tragedię, która spotkała jej rodzinę. Za to, że osoba, która miała plany na życie, marzenia, umarła, bo antysemici postanowili unicestwić kilkaset osób.
Elizabeth Dare chciała wrócić do domu i zapomnieć o tym wszystkim. Tak po prostu. Nie umiała się pogodzić ze śmiercią kuzynki, jednak teraz, gdy trumnę z jej ciałem wrzucano do dołu, coś pękło w młodzieńczym sercu. Łzy mocniej, niż wcześniej popłynęły po twarzy. Dopiero teraz dotarło to do młodej Francuzki. Nie ma jej. Ona umarła, odeszła. Już nigdy nie przeczyta żadnego z jej listów, nie zrobi pięknego warkocza z jej długich, blond włosów, nie poradzi jej się w niczym, nikomu się nie wypłacze.
Odeszła na bok. Nie chciała, by rodzice jeszcze bardziej się o nią martwili. Znalazła ławkę pod rozłożystym drzewem, które już straciło liście. usiadła na niej, ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się na dobre. Jej drobne ciało trzęsło się nie tylko z zimna. Cała drżała, bo poczuła się tak samotnie, jak nigdy.
Po chwili podniosła głowę i zobaczyła młodego mężczyznę opartego o drzewo. Przyglądał się jej. Dziewczyna poczuła się nieco dziwnie. Nikt nigdy nie patrzył się na nią wzrokiem, który wyrażał coś innego, niż rozbawienie, czy wstręt. Tylko rodzina spoglądała na nią z miłością, ale to także nie zawsze. A ten młody człowiek? Jego spojrzenie wyrażało... zainteresowanie. Ciekawość. Elizabeth nie umiała tego nazwać.
Była bardzo zaskoczona jak spostrzegła, że człowiek podszedł do niej i usiadł obok. Tak jak ona ukrył twarz w dłoniach. Dziewczyna zauważyła, że po ręce spłynęło mu kilka łez. Instynktownie otarła mu je grzbietem dłoni, a wtedy stało się coś, czego nie oczekiwała w swoich najśmielszych marzeniach. Chłopak zacisnął swoją silną dłoń na jej małej i spojrzał w oczy młodej Francuzki.
To on, pomyślała. Jej książę. Ta sama twarz, którą wyobrażała sobie codziennie przed snem. Te same niebieskie oczy, w których można było utonąć jak w oceanie. Odnalazła go, choć wcale nie chciała odszukać, a w każdym razie nie w takich okolicznościach. Miał królewskie rysy twarzy, krótko przystrzyżone ciemne włosy, średniej wielkości usta. To był rycerz, jej rycerz, który miał uwolnić księżniczkę uwięzioną w wieży.
~***~
Nie wiedział, co nim kierowało, gdy siadał obok brązowowłosej dziewczyny. Nie wiedział, czemu ujął jej drobną dłoń w swoją i czemu spojrzał jej w oczy. Teraz miał świadomość tylko jednego: tonął. Tonął w oczach tej dziewczyny. Były intensywnie zielone, niczym przyroda budząca się wiosną do życia. Wiedział, że nie ma ucieczki. Czy można się zakochać podczas jednego spojrzenia w oczy? Można. On właśnie teraz się o tym przekonał.
-Nazywam się David Reves, a panna? - zapytał się po francusku, wypuszczając rękę dziewczynę ze swojej dłoni.
-Elizabeth Dare. Pana rodzice zginęli - stwierdziła
-Skąd panienka wie? - zapytał lekko naiwnie
-Widać to po pana twarzy. Moja kuzynka też.
-Jak się nazywała?
-Czy to ważne? - odpowiedział wymijająco
-Nawet panna nie wie, jak bardzo.
-Julia Paux - powiedziała w końcu, a na jej policzku pojawiła się pojedyncza łza - Znał ją pan, panie Davidzie?
David nie wiedział, co powiedzieć. Zdecydował się na prawdę. Po prostu. Nic przecież nie mógł stracić.
-Tak. Była moją przyjaciółką. Bardzo odważną. W tą noc układaliśmy przetwory na półkach sklepu od moich rodziców, wie panna, panno Elizabeth, ona u nas pracowała. Kazałem jej się schować, ale ona jest bardzo przekorna. Weszli Niemcy, zabili mojego ojca, potem matkę. A ona? ona pobiegła na górę, krzyczała jakieś obraźliwe rzeczy. nie chciałem, by tak było. Przepraszam, bo wiem, że ją straciliście, panno Elizabeth. A to moja wina.
-Panie Davidzie... Ja...
-Dała mi coś. Medalion. Miałem to pannie przekazać - po tych słowach oddał w ręce dziewczyny medalion. Ta przyjrzała mu się z uwagą i schowała do kieszeni.
Uśmiechnęła się lekko, chcąc, by i jej towarzysz się rozpromienił.
Był najgorszy dzień w życiu Eizabeth Dare, a jednak jej największe marzenia zaczynały się spełniać.
~***~
A jednak dodaję. Na Nowy Rok. Wszystkiego najlepszego.Następny rozdział nieprędko. ;)
I ostatnie zdanie jest idealnym podsumowaniem. Paradoks tej sytuacji jest bardzo wymowny. Ale tak właśnie jest, nic nie dzieje się bez przyczyny, a w każdej sytuacji można znaleźć jakiś pozytyw. Ta tęsknota za Julią mocno ich połączy, tak mi się wydaje, no oczywiście nie tylko tęsknota. Szczęśliwego Nowego Roku i dużo weny! :*
OdpowiedzUsuńWszystko ładnie, pięknie, rycerz odnaleziony, ale dlaczego to jednocześnie musi ją tak bardzo boleć? Niestety, nie m a nic za darmo, równowaga musi istnieć. A szkoda. Ciekawiło mnie to ich pierwsze spotkanie, rozmowa. No i mm odpowiedź, to wszystko przy tylu sprzecznych emocjach. Z jednej strony wielki żal i smutek, z drugiej płomień nadziei.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że jednak prędzej, niż planujesz. Szczęśliwego, udanego i owocnego Nowego Roku :*
Dzię-ku-je-my. :D
OdpowiedzUsuńChłopak ją odnalazł, spełnił obietnicę daną zmarłej przyjaciółce. Nie podejrzewałam, że spotkają się tak szybko. A mimo wszystko jestem z tego powodu bardzo zadowolona, bardzo mi się to podoba. Połączy ich inne, myślę, że silniejsze uczucie niż w tych czasach. Bo będą dzielić razem negatywne i pozytywne emocje. Niech tylko Chłopak o nią dba.
Szczęśliwego Nowego Roku i weny, kochana. :*