Widziała go wiele razy, ale tak naprawdę tylko ten jeden raz. Chwila, w której jej świat zaczął się uśmiechać, a zarazem płakać. Tak, książę zobaczył księżniczkę, która była uwięziona w wieży. Jeszcze nie uwolnił, ale być może pokochał. Być może...
Czy można kogoś pokochać, a jednocześnie znienawidzić w jednej chwili? Można.
Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!*
Elizabeth Dare pisała w pamiętniku. metalowa stalówka przesuwała się po papierze wydając delikatny dźwięk - szept nigdy nie wypowiedzianych słów. Minął rok od chwili, gdy jej marzenia zaczęły się spełniać.
A potem nagle legły w gruzach.
Nienawidziła go za to, że choć widzieli się zaledwie przez jeden dzień, on pozwolił jej się pokochać. Nienawidziła kochać. Zwłaszcza tak mocno, zwłaszcza nie chcąc tego zaakceptować.
Co się stało przez ten miniony rok? Zaczęła się wojna, która teraz ukazywała swoje najgorsze oblicze. pierwszego września, gdy dzieci uśmiechnięte chciały iść do szkoły, zamiast dzwonka usłyszały bombowce. Nalot na Polskę spowodował, że cały świat zamarł, bo za chwilę dobyć broni. Atak ZSRR, również na ten bezbronny kraj... To było za trudne. Za trudne do racjonalnego przeanalizowania. Gdzie w grę wchodzi życie ludzi, kończą się liczby, a zaczynają uczucia, a teraz są nimi jednie strach, ból, żal. Za dużo, za dużo... Zagłada Żydów. Dążenie do pozostania na świecie jedynie czystej rasy aryjskiej!
Myśli zaledwie osiemnastoletniej dziewczyny krzyczały, chciały wyrwać się z piersi. Zielone oczy wysyłały błyskawice w otoczenie, by po spojrzeniu na serdeczny palec prawej dłoni zajść łzami. po policzku popłynęły dwie krople, w których zawarta była niepewność, strach, bezsilność, a także miłość do najbliższych, bo tylko tym mogła ich uratować.
Elizabeth Dare była narzeczoną Roberta Fullera, zagorzałego faszysty, polityka z rządu Hitlera. jedno słowo owego człowieka wystarczyło, by zabić człowieka. Słowo, ba, nawet spojrzenie, bo teraz likwidowano osoby, które mogły przeszkodzić nawet zwykłym uśmiechem.
Młoda Francuzka brzydziła się sobą, ponieważ ze strachu związała się z człowiekiem, na widok którego czuła strach i obrzydzenie, a on o tym doskonale wiedział. Wykorzystywał jej miłość do rodziców, pojawiał się z nią na różnych uroczystościach, szczególnie przy egzekucjach starych znajomych młodej kobiety. Rozkoszował się bólem w jej oczach i łzami, które nim wypłynęły na policzka, zostawały starte. Uwielbiał patrzeć na jej cierpienie. Musiał jednak przyznać, że jego narzeczona była piękną kobieta, choć sama tego nie dostrzegała. oświadczył jej się dlatego, ze widział, że się zgodzi. życie jej rodziców wisiało na włosku i tylko dzięki temu być może mogą przeżyć. Był potworem i znakomicie wpisywał się w to, co działo się na świecie.
Elizabeth znowu spojrzała na pierścionek, który był swego rodzaju pokutą. Za dużo marzeń przysłoniło jej rzeczywistość. Teraz próbowała się ich pozbyć, ale nie mogla. Wyimaginowana rzeczywistość w połączeniu z tym, co teraz się działo stworzyła truciznę, która powoli, aczkolwiek nieuchronnie owijała się wokół jej serca, niczym ciernie. kolce ciągle przebijały je pozwalając, by duchowa krew płynęła, tworząc kałuże tych wszystkich uczuć, których nie mogła się pozbyć, uwolnić od nich.
Teraz wzrok panny Dare padł na kopertę opatrzoną znaczkiem, jeszcze nie otwartą. List od rodziców. Bała się go przeczytać, jednak teraz, gdy wydawało się, że świat nie ma sensu, nawet najgorsze wieści nic by dla niej nie znaczyły. Zagubiła się w tym wszystkich. W dniu pogrzebu swojej kuzynki spotkała księcia, pokochała go, a teraz to uczucie nie dawało jej spokoju. Z pozoru zaczęła pewnie stąpać po ziemi, lecz głowę nadal miała w chmurach. Była teraz delikatna jak szkło, w dodatku popękane i jedno słowo, gest, mogło spowodować rozpryśnięcie się jej.
Wzięła kopertę w swoje dłonie, otworzyła ją i zaczęła czytać.
Kochana Eli!
Wiemy, że się o nas martwisz, choć my jeszcze bardziej martwimy się o Ciebie. Tam, gdzie mieszkami jest dobrze, mamy dostęp do podstawowych rzeczy, ale cóż, wojna nas nie omija. Chcielibyśmy Cię odwiedzić, albo Ty nas, jednakże nie możemy zdradzać miejsca zamieszkania, nawet kraju, w którym się znajdujemy. Chcemy, żebyś była szczęśliwa.
Kochamy Cię,
mama i tata
Łzy, jedna po drugiej, zaczęły skapywać po bladych policzkach młodej kobiety. Usiadła na łózko i rozpłakała się jeszcze bardziej, przypominając sobie jak po śmierci Julii mama podeszła i utuliła ją do snu, jakby wciąż miała cztery lata. Jakby wciąż wierzyła, że marzenia mogą się spełnić, wystarczy tylko wiara. Jakby była szczęśliwa. Czemu to minęło? dlaczego piękne chwile są takie ulotne?
Podeszła do okna i otworzyła jej. Do jej uszu dotarł dźwięk samolotów, jednak rozpoznała, że to siły aliantów. na niebie zebrały się ciemne chmury, zerwał się wiat i zapach ozonu wypełnił powietrze.
Zanosiło się na burzę...
~***~
Wiem, rozdział krótki, głupi, dziwny, bez łady i składu. Zdaje sobie sprawę, że zawiodłam. Tak szczerze, to sama jestem zaskoczona tym, co napisałam, ale niech tak zostanie. nic nie może być oczywiste. Czwarty (kto wie, o co chodzi, to się domyśli :D) rozdział na blogu nie jest dedykowany nikomu, bo każdy czytelnik tego bloga zasługuje na coś dużo lepszego.
Jestem pierwsza, lecę czytać!
OdpowiedzUsuńBtw, widzę posłowie!!!! :P
Pomimo tego, że jest CZWARTY, podoba mi się. Doskonale, jak zwykle, pozwalasz na wczucie się klimat opowiadania, przeniesienie w czasy II wojny światowej. Z łatwością utożsamiam się z Elizabeth.
UsuńSwoją drogą, Eli cierpi przez Chłopaka. Mogłam się domyślić, że tak będzie! Chłopak ma to po prostu w genach! To, że Eli przez niego cierpi, jest z nim bezpośrednio związane, a jak! Mogłam się domyślić...
Dość moich dygresji o Chłopaku.
Mam nadzieję, że Elizabeth nie będzie musiała podejmować ostatecznej decyzji o ślubie. Może wcześniej zastrzelą jej narzeczonego? O, dobre! Niech Chłopak go zastrzeli, poderżnie mu gardło czy coś tam, a Eli będzie szczęśliwa, że Chłopak wrócił. Choć nie wiem, czy Chłopak może być tak do końca fajny. Nieważne, znów zaczęłam!
Czekam na piąty rozdział, z którego (mam nadzieję) będziesz wreszcie zadowolona.
Buziaki :*
Za co takie miłe słowa, to naprawdę nie wiem, ale za to uwielbiam, normalnie kocham i wielbię, Twoje narzekania na Davida! Wtedy przez oczami staje mi pewna znajoma twarz ;)
UsuńCo do tego, czy ślub będzie, albo czy Eli ucieszy się na widok Davida, to na razie nic nie mówię, ale Twoje rozważania na temat zabójstwa Roberta są świetne. ;D
To jest CHŁOPAK, kochana! Eli na widok CHŁOPAKA się pewnie ucieszy, bo takie dziewczyny, co lubią Chłopaków, to się cieszą na ich widok... I nie, ja nic o tym nie wiem.
UsuńMoja inwencja twórcza nie zna granic, wiem! :D Widzisz, Commi się ze mną zgadza, więc po prostu MUSISZ zamordować Roberta. Wtedy nawet ci wybaczę Chłopaka. :D
A tak co do znajomych twarzy, pozdrów siostrzyczkę. ;D
Uła, jaka szybka zmiana realiów. Nie zawiodłaś, nie rozumiem na co narzekasz. :) No cóż, El łatwego życia nie ma ani trochę, a wojna tylko je utrudniła. Hah, tak Nance, zamordować Roberta, najlepiej w komorze gazowej, niech się poczuje, jak ci biedni niewinni ludzie. Czekam na następny. :)
OdpowiedzUsuńI jest bardzo ładnie! Tzn. poruszające, jeszcze bardziej szkoda mi Elizabeth... Jak się wali to na całej linii. Oczywiście, bo jak inaczej. Jedno szczęśliwe spotkanie z Chłopakiem które nawet trudno nazwać spotkaniem i bum, mnóstwo kłopotów żeby nie było za dobrze. Ale liczę na prędką piąteczkę. :D
OdpowiedzUsuńNo, popieram te życzenia tam u góry, żebyś z następnego rozdziału była zadowolona i jak najbardziej popieram plan zabójstwa! Czekoladę Ci wtedy kupię, pomyśl jaka zachęta! ;D
A poza tym to weny, weny i jeszcze raz weny :*