Robert Fuller przechadzał się po swoim gabinecie. Papiery leżały równo ułożone na biurku, pióro schowane było w specjalnym pudełku. Wszystkie meble były przepiękne, dębowe, z widocznymi słojami. Wtedy był to luksus, na który zasługiwał mało kto. A jak zasługiwał, to nie miał. Przeważnie na takie rzeczy mogli sobie pozwolić ludzie, którzy traktowali innych jak przedmioty, śmieci.
Mężczyzna usiadł na skórzanym fotelu, wziął do ręki papiery i zaczął je przeglądać. Były do dokumenty z egzekucji Żydów w obozie Auschwitz - Birkenau. Jego cienkie usta wykrzywiły się w złośliwym grymasie, a ciemne oczy zabłysnęły nienawiścią. Wstał i powrócił do swojej wędrówki po gabinecie. Skórzane buty dobrej jakości nie pozwalały, by spodnie nienagannie skrojonego garnituru dotykały podłogi. Robert Fuller był mężczyzną nie odznaczającym się ogromnym wzrostem, z pozoru wtapiał się w tłum. Podłużna twarz zwieńczona była jasnymi włosami, w których pomału zaczynały pojawiać się siwe kosmyki. W miarę czytania notatek na czole pojawiła się mała, ledwie widoczna zmarszczka - efekt przepracowania, bowiem ten człowiek nie zaznawał ostatnio wiele odpoczynku, ale także tego strasznego człowieka zaniepokoił raport z patrolu ulic Oświęcimia. Musiał czuwać nad tym, co się działo w Polsce.
Dziewiętnastego marca, w czwartek, roku tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego, na ulice przy obozie Auschwitz - Birkenau, wbiegł młody mężczyzna, który krzyczał po polsku: Wasze rządy się skończą! Jesteście tylko pionkami w tej grze! Hitler i tak was wykończy! Polska nigdy nie zginie! My się nie poddamy!, po czym odśpiewał "Mazurek Dąbrowskiego". Nagle przyłączyło się do niego kilkanaście osób. Wszyscy zostali rozstrzelani na miejscu przez strażników z obozu koncentracyjnego.
Nienawidził tego kraju podobnie jak ludzi mieszkających w nim. Tkwiła w nich jakaś... niebezpieczna moc, której zaczął się obawiać.
Nie mógł przecież wiedzieć, że to nadzieja na lepsze jutro, na wyrwanie się z totalitarnych rządów faszystowskich. Był to także patriotyzm, ogromna miłość do ojczyzny i jeszcze większa dla rodaków. Polacy wspierali się nawzajem uciekając się do rzeczy, który były niezgodne z prawem, ale nie przejmowali się tym. W tamtych chwilach mówienie po Polsku było wykroczeniem. A jednak, nawet takie straszne rządy, kary, egzekucje, więzienia, cierpienia nie potrafiły zgasić ognia tlącego się w sercach tych niewinnych ludzi.
A to zarówno dla Hitlera, jak i ludzi poddanych mu i uwielbiających go, było niezrozumiałe. A także zaczynało być niebezpieczne.
Robert Fuller usiadł ciężko na krześle, zapalił papierosa, po czym wciągnął dym do płuc i odgarnął włosy z czoła. Bardziej, niż zagłady Żydów, pragnął w tym momencie odpoczynku i po prostu świętego spokoju.
~***~
Elizabeth Dare wyszła z domu, po raz pierwszy od paru dni. Promienie marcowego słońca delikatnie grzały jej skórę. One też uważały, że jest zbyt blada i potrzebuje ciepła, orzeźwienia. Trawa zieleniała się jakby dla niej, kwiaty rosły aby tylko zachwyciła się nimi.
Choć w jej duszy zaczął panoszyć się cień, cały świat wiedział, że jest w niej jeszcze ukryta natura romantyczki, która odzywa się właśnie w takich chwilach - gdy wszystko wydaje się piękne, choć dookoła szaleje burza. Ale czy burza nie jest także pięknym zjawiskiem?
Młoda kobieta wyszła na ulicę. Jej półbuty stukały po dróżce, która nie widziała śniegu od tygodnia. Drogi płaszcz do kolan odsłaniał granatową, zwiewną spódniczkę, która jeszcze nie pasowała do tej pory roku. Było za zimno, jednak Elizabeth tego nie czuła. Do jej nozdrzy dolatywał jedynie zapach wczesnowiosennych kwiatów, dzięki którym poczuła się lepiej. Uszy wypełnił śpiew ptaków, które także postanowiły umilić jej dzień. Do tego sielankowego obrazu nie pasowała jedynie twarz owej młodej kobiety. Nie była wychudzona, ale wyraźnie zmęczona. Niby nic, w tych czasach była to norma, ponieważ trwała wojna, ale u niej widoczne były oznaki zmęczenia... po prostu życiem, a to nieczęsto spotykane wśród dwudziestoletnich kobiet.
Weszła do sklepu i kupiła mleko, chleb, wodę i inne potrzebne rzeczy. Wychodząc, pozdrowiła sprzedawczynię, mimo że tak naprawdę jej nie lubiła. Dziwny jest ten świat...
~***~
Elizabeth Dare siedziała na ławce w swoim ogrodzie. Powietrze było chłodne, a na niebie lśniły gwiazdy. Księżyc w pełni oświetlał trawę, która wcześniej zielona, teraz odbijała jego srebrny blask. Młoda kobieta zamknęła oczy, by rozkoszować się okolicznościami, w których mogła sama, całkiem sama po prostu usiąść i wszystko przemyśleć. Wtedy jednak rany w jej sercu otwierały się na nowo, jednak wiedziała, że nie może nic na to poradzić. Była po prostu bezsilna i zmęczona. przynajmniej fizycznie doprowadziła się do porządku: włosy znów układały się w fale, ale teraz były lśniące, oczy wyglądały na wypoczęte, a skóra nie sprawiała wrażenie, że nosi ją osoba dziesięć lat starsza.
Tą cisze i spokój przerwał nagły dźwięk łamiącej się gałęzi. Elizabeth momentalnie otworzyła oczy i szybko wstała. Bała się, bała jak nigdy dotąd.
-Kto tam? - zapytała drżącym głosem, jednakże zaraz skarciła się w myślach. Teraz była już martwa. Zdradziła się, ale... Czy koniec nie będzie dla niej oznaczał uwolnienia? uwolnienia od wszystkich spraw, które siedziały w jej głowie i sprawiały ogromny ból, nie będzie zerwaniem narzeczeństwa, w którym trwała nie z miłości, a z przymusu? Może... Może dopiero wtedy zapomni o swoim wyimaginowanym księciu z bajki, którego, jak jej się wydawało, spotkała, ale nie była godna, by zasłużyć na miłość?
-Elizabeth? To ty?
Jej świat zawirował. Poczuła motyle w brzuchu, choć nie powinna. On tu był. Jej największy koszmar, a jednocześnie błogosławieństwo. Ktoś, kogo jednocześnie kochała i nienawidziła. Przybył do niej, on, jej książę z bajki.
-Szukałem cię od pogrzebu Julii. Uciekłaś... - powiedział delikatnie, co zupełnie ją zgubiło. poczuła się lekko, a jednocześnie ciężko, jakby sama sobie nie pozwalała się zakochiwać.
-Widzisz, znalazłem cię. Nie pytaj jak, bo sam nie wiem. - mówił dalej, jednak ona nie chciała tego słuchać. Czuła, że mięknie w środku, a po jej policzkach spływa potok łez.
-Ale to już nieważne. Grunt, że jesteśmy razem. To dziwne, ale cię kocham. Myślałem o tobie cały czas. Byłaś w moich snach, ale także na jawie. Szedłem kawał drogi z Niemiec by tylko cię zobaczyć, spojrzeć w te twoje niesamowicie zielone oczy... - pochylił się nad nią i otarł jej łzy. Elizabeth spojrzała w niebieskie oczy Davida i czuła, że toni. Tonie w bezkresnym oceanie. Pochylił się nad nią i lekko musnął jej usta. Ta jednak go odepchnęła, jakby wbrew sobie.
-Idź - powiedziała cicho drżącym głosem
-Czemu? - zapytał wciąż trzymając jej dłoń w swojej. Elizabeth szybko mu ją wyrwała.
-Mam narzeczonego.
-To coś zmienia?
-Tak.
-Jesteś z nim z przymusu. - odparł pewnie.
-Idź! Nie chce cię nigdy więcej widzieć! - krzyknęła i szybko pobiegła do domu. Trafił w jej czuły punkt, a ona nie chciała, by widział jak znowu płacze. chciała stwarzać pozory silnej kobiety, jednakże teraz tak bardzo nie mogła... ukryła twarz w dłoniach, a po jej twarzy popłynęły krople słonych łez. jedna po drugiej, aż w końcu ich zabrakło. To była dla niej trudna noc.
Był marzec, przyroda budziła się do życia, a Elizabeth Dare, mimo że spotkała ponownie swojego księcia z bajki, zaczynała się pogrążać w mroku...
~***~
Rozdział dla Karoliny i Moniki. Przepraszam, że tak późno, ale dopiero teraz wena tak jakby zaczęła wracać.
Pieeeeerwsza? ;D
OdpowiedzUsuńMonika bardzo dziękuje :*
UsuńZaczynam czuć sentyment do Roberta. Pomimo tego, że jest zły, to jakoś nie mogę go nie lubić. Tak się zastanawiam, czy on będzie taki do końca.
Szkoda mi Elizabeth, bo Chłopak znalazł ją za późno. Miał szansę na bycie z nią szczęśliwym, mógł liczyć na to, że odda mu swoje serce. On mimo wszystko odnalazł ją dopiero po takim długim czasie, a ona cierpiała. Cierpiała z miłości do niego, a potem zaczęła cierpieć przez to, że pozbawiła siebie możliwości odczucia jej naprawdę. Przecież mogła być z nim szczęśliwa, wszystko zostawić tak, by los zadecydował. Dlaczego nie mogła przestać kontrolować sytuacji?
Przepraszam, rozgadałam się, a to nie ma w sumie związku z rozdziałem.
Tak czy siak, jesteś świetna. Uwielbiam Twoje rozdziały. Jeśli chcesz dowiedzieć się bardziej czegoś konkretnego, pisz do mnie, bo sama z siebie umiem tylko się rozczulać nad Chłopakiem, w szczególności teraz...
Buziaki, kochana :*
Dziękuje, dziękuję, dziękuję! ;*
Usuńnie spodziewałam się przychylnej opinii, bo rozdział pisany był trochę na kolanie i jest sporo niedociągnięć. Niemniej jednak, cieszę się, że rozczulasz się nad Chłopakiem. Ufam, iż stracisz urazę co do imienia David. ;) Co do rozgadywania się: długie komentarze bardzo motywują autorów i sprawiają, że wena w nich narasta. ;)
Raaaany, jak mi się podoba imię Robert! *.* - jako pierwsza myśl wpadająca Karolajn do głowy po spojrzeniu na rozdział. No ale już przeczytałam, uspokoiłam się, mogę komentować. Chociaż... Jeszcze przeczytam ten esej nade mną. A dobra, myślałam że jest dłuższy. I już nie zbaczam z tematu. Nie mam pojęcia, dlaczego miałybyśmy Cię zabić. Przecież jest bardzo ładnie, podoba mi się taki Chłopak - pewny siebie i zdecydowany, wie czego chce i to jego wielka zaleta, a z Elizabeth jeszcze im wyjdzie, no bo ona go kocha. Może Robert pojedzie sobie i Elizabeth będzie miała szanse z ukochanym? No więc wiesz, tyle pytań mi zadałaś, że z niecierpliwością czekam na odpowiedź.
OdpowiedzUsuńPisz szybko i bardzo dziękuję. :*
Wyczuwam ironię i odwołanie...
UsuńCzy z Elizabeth im wyjdzie, to tego nie mogę zdradzić. Ale jeju, nie mogę uwierzyć, ze druga osoba zachwyca się Davidem, to jest niebywałe... Gdzie te pytania, to nie wiem, ale cieszę się, że mój marny twór Ci się spodobał. ;*
UsuńDavid to mnie na kolana powalił tym, że przyszedł do niej z Niemiec. To się nazywa poświęcenie. A teraz facetom nie chce się tyłka z kanapy ruszyć.;p Robert jest pionkiem w tym wszystkim, ale nie zdaje sobie z tego sprawy. Albo może i zdaje, a to go jeszcze bardziej pogrąża. Eli to już w ogóle ma okropne życie w tej chwili, nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co przeżywa. Coś czuję, że David się nie podda. Niech bierze przykład z Polaków.
OdpowiedzUsuńFaceci to ogólnie wynaturzenie jakieś jest. ;)
UsuńDavid, David, David, ja tak po prawdzie, to go średnio lubię, ale cieszę się, że budzi sympatię czytelników.
Dziękuję za komentarz! ;*