Niebo było zachmurzone, ale jednak nie zanosiło się na deszcz. Klucz kruków przelatywał po niebie krąząc nad łaką niczym bombowiec nad miastem. Tak przynajmniej pomyślał David, patrząc na to, co się działo. A nie było zbyt dobrze. Słyszał o zagładzie Żydów w Auschwitz. Cieszył się, a jednocześnie był smutny. Z jedej strony przeżył, a to w takich czasach było sukcesem, ale z drugiej... mógł umrzeć. Mógł iść na śmierć zamiest jakiegoś bezbronnego dziecka, które nie zdążyło jeszcze przeżyć tylu wspaniałych chwil, co on. Przestał opierać się o drzewo, przeszedł parę metrów i usiadł na ławce ukrywając twarz w dłoniach. Jego ciemne włosy nie przypominały tych równo obciętych, idealnie gładkich, prostych pasm, które nosił przed smiercią rodziców. Teraz były zmierzwione, ale to tylko dodawało mu uroku, choć on sam nie miał o tym pojęcia. Najwiekszy niepokój jednak budziły jego oczy. To nie były już te same niebieskie tęczówki, w których non stop można było zauważyć radosne iskierki. Nie, teraz stały się... puste. Nie wyrażały żadnych emocji, choć małody mężczyzna cierpiał. Już nie ukrywał tego przed sobą, jak zwykł robić jeszcze niedawno.
Dojrzał. Wcześniej myślał, że cały świat leżał u jego stóp, a teraz był świadomy, że jego życie wisi na włosku, a świat upada, płonie, zagrzebuje się w popiele. Miał jednak nadzieję, że będzie z nim tak, jak z feniksem - on także umiera, by później odrodzić się i zachwycić innych swoim pięknem. Nie marzył, by sam mógł to zobaczyć, chciał po prostu, by ktokolwiek był w stanie podziwiac nowe, lepsze czasy, ponieważ wyzbył się egoizmu na dobre, bo pokochał. Pokochał w jednej sekundzie, wystarczyło jedno spojrzenie na twarz pięknej dziewczyny, by zwyczajnie stracił dla niej glowę. W oczach młodej Francuzki było widać smutek, brak akceptacji, a przede wszystkim tęsknotę. Tęsknotę za kimś bliskim, ale także za czymś, czego nigdy nie doznała. Czy to w ogóle możliwe? Tęsknić za tym, co nigdy nie miało miejsca? Podobno najczęściej wspominamy to, co nigdy się nie zdarzyło.* Może właśnie tego najbardziej nam brakuje? Tego, co tak naprawdę dzieje się tylko w naszych głowach? David podniósł głowę i spojrzał w niebo. Zauważył, że jedna chmura odsłoniła maleńki kawałek słońca. Nadzieja na zbobycie serca pewnej kobiety znowu zaczynała płonąć w jego sercu, jednak nie był to pożar, a maleńki płomyk świecy, taki, który bardzo łatwo można zgasić.
"Jestem pewna, że ją pokochasz".Słowa Julii, zmarłej przyjaciółki, nadal dźwięczały mu w uszach, choć ta, która je wypowiedziała umarła, bo oddała życie za Davida, a on nigdy sobie tego nie wybaczy. Julio, miałaś rację. Pokochałem ją, pokochałem jak nikogo innego. Jest dla mnie jak powietrze, nie mogę bez niej żyć. Kocham ją, choć widziałem ją jedynie parę razy. Przypomina trochę ciebie. Też jest taka delikatna i krucha. Ale mówiłaś jeszcze coś innego...
"I że ona pokocha ciebie" Tutaj się pomyliłaś. Nie pokochała mnie, choć właśnie dla niej narażałem się na śmierć pdróżując przez całe Niemcy i Francję tylko po to, by ją odnaleźć i wyznać miłość. Ale wiesz co jest najśmieszniejsze? Połączyła nas twoja śmierć, choc tak bardzo nie chciałem, być odchodziła. Czasem się zastanawiam, co bybyło, gdybym pokochał właśnie ciebie.
"Bo i ja cię pokochałam" Julio, wiesz, że te słowa nie dają mi spokoju? Byłaś dla mnie jak siostra. Wciąż czuję dotyk twych delikatnych ust na moich i nie mogę przestać tęsknić. Byłaś powierniczką moich tajemnic, widziałaś o mnie wszystko, a jednak obdarzyłaś mnie uczuciem. A ja? Żałuję, że nie zorientowałem się wcześniej. Może teraz wszystko wyglądało by inaczej? Może nie cierpiałbym tak bardzo? Julio Paux, gdzie jesteś i czemu zabrałaś ze sobą odpowiedzi na te wszystkie pytania?
***
Eliazbeth Dare stała przy oknie wpatrując się w młodego mężczyznę siedzącego na ławce. Według większości kobiet, oceniając po wyglądzie, był ideałem, księciem z bajki. Dla niej też. Nie potrafiła znieść tego smutku wypisanego na jego twarzy. Nieumiała zaakceptować tego, że cierpi tak bardzo właśnie przez nią, bo ma serce z lodu. Nie wiedział, że pod tym lodem mała iskra wznieciła ogromny pożar. Elizabeth w tej chwili nie rozumiała samej siebie. Była narzeczoną Roberta tylko dlatego, że nie chciała, by jej rodzicom stało się coś złego. Gdy jej, miała nadzieję, że nie, przyszyły mąż nie był przy niej, albo gdy nie chodzili na jakieś bankiety, ona przecież mogła być z tym, kogo kocha. A kochała. Kochała każdą, najmniejszą cząsteczką swojej duszy młodzieńca z ciemnymi włosami i oczami niebieskimi, niczym najgłębszy, najpiękniejszy i najbardziej niebezpieczny ocean.
Moje serce łomocze w swej klatce
A ja znów nie umiem go powstrzymać
Moje serce, zimniejsze, niż skała
Jej włosy były w nieładzie, ale ona nie chciała pięknie wyglądąć. A może chciała? Może chciała by jej książę z bajki, wbrew niej samej, przyszedł do niej, uganiał się za nią godzinami i prosił, by z nim była, wyznawał jej miłość najróżniejszymy słowami, pisał wiersze, opiekował się nią, przytulał, całował. Chciała, by z nią po prostu był.
Książe z bajki był wyidealizowanym mężczyzną, jednak ona nieprzyjowała tego do wiadomości. Była książniczką uwięzioną w wieży, zbudowanej z jej własnych marzeń i pragnień. Nie dopuszczała do siebie nikogo, agdy płyty kontynentalne jej świata i rzeczywistości, ktra ją otaczała, zderzyły się, zaczęło się trzęsienie ziemi i inne klęski, które nie pozwalały jej normalnie funkcjonowac. Nie teraz, nie w takich czasach. Całkowite odizolowanie się od społeczeństwa była gorsze, niż śmierć. Niezwracanie na nic uwagi, to jak patrzenie na śmierć kogoś bliskiego. Z oczy młodej kobiety popłynęły łzy, który wyrażały tęsknotę za czymś zupełnie odrealnionym, a jednocześnie tak bliskim, jakby było na czubku jej nosa, po którym właśnie spłynęła kropla słonej wody.
Jakby wbrew sobie, w janej, cieńkiej sukience, która sięgała jej przed kolano, wybiegła zdomu, choć powietrze było zimne. Wybiegła, nie zważając na nic. Jej serce łomotało, chciało wyrwać się z klatki, a ona? Ona nie umiała go powstrzymać. Uczucia wzieły górę nad wyobrażeniami.
-Davidzie! - zawołała, a przynajmniej tak się jej zdawało, bowiem z jej ust wydobył się jedynie szloch. To jednak wystarczyło, by młody mężczyzna podniósł wzrok na istotę będącą tak blisko niego. Natychmiast podbiegł do niej i okrył ją swoim płaszczem, a ona wtuliła się w niego, pozwoliła, by jego koszulka nasiąkała jej łzami, które wylewała nie tylko z jego powodu, ale i z wszystkich nieszczęść, jakie ją otaczały: śmierć Julii, tęsknota za księciem z bajki, porwanie rodziców, narzeczeństwo zRobertem, i znów tęsknota, wieczna tęsknota za czymś, co nigdy się nie stało i nigdy się nie stanie. Za uczuciami, które nigdy nie obudziły się jej sercu.
Słońce wyszło zza chmur. Elizabeth czuła, jak szybko bije serce Davida. Wręcz czuła to wszystko, o czym nigdy jej nie powiedział, choć chciał, jednakże ona mu nie pozwoliła. Jej serce wyrwało się z klatki. Podniosła głowę i zielone tęczówki napotakały niebieskie. Nie musieli nic mówić. Ta cisza znaczyła więcej, niż jakiekolwiek słowa. David pierwszy raz poczuł, jakie to uczucie miećcałyświat w rękach, bo właśnie ona, Elizabeth Dare, dziewczyna, która umyka a jednocześnie wraca, ktoś, o kogo ciągle trzeba walczyć, była jego całym światem. Delikatnie ją pocałował, bał siębowiem,że może jąskrzywdzić. Teraz wydawała mu się krucha niczym laleczka z porcelany. Odwzajemniła pocałunek, wkładając w niego wszystkie nawet te sprzeczne emocje. Po chwili oderwali się od siebie.
-Przepraszam - szepnęła - nie chciałam, by stało ci się coś złego.
David nic nie mówł. Chciał się nacieszyć jej towarzystwem, póki mógł, bo wiedział, żeza niedługo i tak ucieknie. Teraz jednak widział, co do niego czuje. Julio, jednak nie pomyliłaś się.
-Muszę iść. Robert za niedługo wróci. - powiedziała
-Nie musisz.
-Muszę. Zaufaj mi. Później może być tylko lepiej.
-Ale wrócisz? - zapytał z troską trzymając rękę młodej kobiety.
-Nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą - ale czekaj na mnie.
Podeszła do niego i złożyła pocałunek na jego policzku. Chciała odejść, lecz nie pozwalał jej na to, wciąż trzymając jej delikatną dłoń w swojej silnej ręce.
-Davidzie - uśmiechnęła się lekko, po raz pierwszy od wielu dni - Do zobaczenia.
Puścił jej dłoń, a ona odeszła. Powiedziała "do zobaczenia", a to oznaczało, że wróci. Kiedyś na pewno. Jej zielone oczy błyszczały i choć nie powiedziała mutego wprost, wiedział, że go kocha.
***
*cytat Zafona, mojego ukochanego pisarza
Florence przybywa z rozdziałem po niemalże miesięcznej przerwie. Nawet jestem z niego zadowolona, choćnic sie w nim nie dzieje. Pisane przy Heart Pounding, piosence od Karoliny Kozak i Dawida Podsiadło. Zakochałam się w tych dźwiękach. Z góry przepraszam zabłędy,ale mój komputer odmówił mi podkreślania błędów. Generalnie - aż takźle nie jest, aczkolwiek mogłoby być lepiej. Zapraszam do komentowania, uwierzcie mi, to najbardziej motywuje. ;)
Florence ma dobry humor, bo wróciła z nart nie poobijana, a patrząc jak i po czym ona jeźi można to uznać za sukces. Gadam do siebie o sobie w trzeciej osobie. Jest ze mną źle. Zapraszam na mój blog z miniaturkami i wierszami wioska-snow.blogspot.com MożeWam się spodoba. ;)
Jestem pierwsza, dziękuję.
OdpowiedzUsuńDotarłam, przeczytałam. Elizabeth jest dziwna. No bo najpierw chce udawać, że nic do niego nie czuje, a potem jednak mu pokazuje, że go kocha. Niech się zdecyduje, Chłopak nie będzie na nią czekał! Phi, co ja mówię, on i tak pitnie gdzie pieprz rośnie. Chyba, że to faktycznie będzie bardziej bajkowe i będą żyli długo i szczęśliwie aż do śmierci.
UsuńNic nie mówię o moim stosunku do przemyśleń Chłopaka. Tyle tylko, że wrażliwy jest. No i myśli, a to sukces.
Weny. ;)
Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, więc wychodzę z założenia, że David kochał Julię którą Elizabeth mu po prostu przypomina i wtedy jestem w stanie to zrozumieć w jakiś sposób. Jeśli chodzi o drugą stronę tego uczucia, mam już większy problem. Ty jesteś wielką romantyczką, ja nie jestem i ich miłości po prostu nie umiem zrozumieć. On ją kocha, bo przypisuje jej cechy Julii, ona jego - bo nadała mu swoje wyobrażenie o Księciu z Bajki. A tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą, kilka razy się spotkali i zamienili kilka słów. A on dla niej życie naraża, ona z kolei chce wywrócić swoje do góry nogami. A nie wiadomo nawet czy oni rozmawiać ze sobą potrafią.
OdpowiedzUsuńPopieram, weny, weny i jeszcze raz weny. No, oraz gratulacje udanego wyjazdu. ;)