Siedziała przy biurku i
marzyła o swoim księciu, dokładnie tak samo jak parę lat temu,
gdy dowiedziała się, że Julia nie żyje. Elizabth kończyła
dzisiaj dwadzieścia jeden lat.
-Jakże szybko ten czas
płynie – szepnęła panna Dare. Nie wyszła za mąż za Roberta i
on doskonale to rozumiał, choć nawet nie pytał. W jej oczach
zauważył jakiś dziwny błysk, który nie chciał zniknąć.
Elizabeth wiedziała, że coś czuła do Davida, ale nie uświadamiała
sobie, co. Uczucie trwające dłużej, niż dwa lata nie może być
błahostką. Młoda kobieta otworzyła szufladę i wyjęła z niej
wszystkie kartki, po czym zaczęła przeglądać. Listy, jej do
Julii, ale także te od Davida, skryte na dnie zarówno mebla, jak i
serca tak, by nikt nie dowiedział się o ich istnieniu. Wszystko, co
robiła mogło zostać wykorzystane przeciw niej. Nie chciała, a
może chciała, ale nie mogła, wracać do listów Julii. Gdyby to
zrobił łzy mimowolnie popłynęłyby jej po policzkach, a ona
przecież nie była jeszcze gotowa na konfrontacje z przeszłością.
Wzięła więc do ręki list od Davida. Czy był jej księciem z
bajki? Mogło wydawać się, że tak, jednak panna Dare nie była do
końca szczęśliwa.
Kochana Elizabeth,
Najdroższa Beth... Uwielbiała, gdy tak się do niej zwracał,
chociażby w listach. Wtedy czuła się jak księżniczka, jakby jej
pragnienia zaczynały się spełniać, ale jednak w tym samym czasie
wszystko lega w gruzach. Gdy płyty kontynentalne rzeczywistości i
świata młodej Francuzki stykają się, powoduję trzęsienie ziemi
i wielkie nieszczęście.
Rozległo się ciche
pukanie do drzwi pokoju Elizabeth. To Robert, pomyślała i zanim
zdążyła schować listy, mężczyzna otworzył drzwi. Kobieta
spłonęła rumieńcem, niczym mała dziewczyna, którą nakryto na
podjadaniu ciastek.
-Nie powinieneś tutaj
przychodzić – powiedziała cicho i upuściła listy. Schyliła
się, żeby je pozbierać, jednak Fuller uprzedził ją.
-Od kogo są te listy? -
zapytał podejrzliwym tonem.
-Oddaj mi je! - krzyknęła
i próbowała wyrwać je z ręki mężczyzny, co niestety się jej
nie udało, gdyż był słusznego wzrostu, a ona należała do
drobnych kobiet.
-Nie – odpowiedział
krótko Niemiec
Elizabeth obserwowała,
jak zmienia się wyraz twarzy jej.. współlokatora? Inaczej nie
potrafiła go nazwać, bowiem nie żywiła do niego żadnych
pozytywnych uczuć. Nie był natomiast jej wrogiem. Zachowywała się
obojętnie wobec niego. Teraz Fuller pod maską obojętności
próbował ukryć szok, jakiego doznał. Nie udało mu się to,
bowiem panna Dare potrafiła prześwietlić człowieka niczym
duchowy, a raczej psychiczny rentgen, ale w tej chwili nawet niezbyt
domyślny przedstawiciel ludzkości domyśliłby się, że człowiek
Hitlera doznał wstrząsu. Robert przez chwilę nie umiał wydusić z
siebie słowa, poruszał ustami, jednak nie wydobył się z nich
żaden dźwięk.
-Powinien umrzeć –
powiedział po kilkunastu minutach. W oczach Elizabeth momentalnie
pojawiły się łzy, najpierw pojedyncze, ale po kilku sekundach po
policzkach młodej kobiety spływały słone i gorące potoki będące
świadectwem ogromnego uczucia. Jej ciało trzasło się niczym na
mrozie, bo serce Francuzki zostało jakby przebite mieczem z lodu
-Nie rób mu krzywdy. -
wyszlochała, choć słowa nie do końca były zrozumiałe
-Co mówiłaś?
-Jak masz go zabić –
powiedziała nieco spokojniejszym głosem – to lepiej zakończ moje
życie. Zostaw go w spokoju.
-Jest Żydem. Dla nich
nie ma litości.
-To twoje zdanie czy
Hitlera?! Wiesz, że w pewnym momencie po prostu uznałam, że się
pogubiłeś? Może pod tą skorupą bezwzględnego idioty kryje się
wartościowy mężczyzna? Och, myliłam się! Jesteś jedynie
marionetka w rękach tego nazisty! - wykrzyczała mu w twarz, po czym
wyrwała mu z ręki listy i wybiegła z domu. Robert był na tyle
nieświadomy, że nie mógł się ruszyć. Nie spodziewał się tego
po drobnej i zamkniętej w sobie dziewczyny. Już drugi raz w ciągu
dnia zadziwiła go. Był po wrażeniem do tego stopnia, że nawet nie
zaczął jej szukać. Po prostu, za jakiś czas miał zamiar
unicestwić ją i tego Żyda.
Szła jakby przez
mgłę. Wprawdzie znała te drogi niemalże na pamięć, nie widziała
prawie nic, a wszystko to było spowodowane łzami, które wypływały
z jej oczu i skutecznie zamazywały obraz.
Chwiała się, niczym
pijacy, których tak bardzo nie znosiła. Było jej zimno. Jedyną
rzeczą, która wzięła z domu były wyszarpane z ręki urzędnika
Hitlera listy od Davida i Julii. To był jej największy skarb, z
którym nie zamierzała się rozstawać.
-Davidzie! - zawołała
głosem zniekształconym przez płacz. Łzy z jej intensywnie
zielonych oczu wylewały się już od paru godzin. Niebo zdążyło
okryć się grubym, ciemnym płaszczem przyozdobionym pięknymi
gwiazdami i srebrnym, intensywnym światłem księżyca w pełni.
Normalnie uznałaby to za przepiękny widok, usiadłaby choćby na
trawie i podziwiała tę stylizację natury nawet całą noc.
-Davidzie! - zawołała
ponownie w nadziei, że ją usłyszy, choć wiedziała, że
prawdopodobieństwo pojawienia się go w tym momencie jest jak jeden
do miliona.
Nogi panny Dare były
niczym z waty. Przed oczami zaczęły błądzić jej białe plamki i
poczuła się, jakby do głowy wbijano jej miliony szpilek. Przeszła
parę kroków, jednak ciało odmówiło posłuszeństwa i upadło na
ziemię.
Świat
wypadł mi z moich rąk
Jakoś tak nie jest mi nawet żal
Czy ty wiesz jak chciałbyś żyć, bo ja też
Chyba tak chciałem przez cały czas, lecz
Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć przy tobie
Jakoś tak nie jest mi nawet żal
Czy ty wiesz jak chciałbyś żyć, bo ja też
Chyba tak chciałem przez cały czas, lecz
Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć przy tobie
***
Dzisiaj krótki rozdział, ale przynajmniej wracam do tej historii. Może to u góry nie jest wybitne, nie nazwałabym tego nawet dobrym, ale obiecałam Karolinie i Monice, że napiszę, a ja dotrzymuję obietnic.
Dziewczyny: dziękuję, że we mnie wierzycie, choć ja mam z tym ogromny problem. Dobrze, że jesteście. ;*
Wybitne nie jest, ale jest. I za to jestem ci wdzięczna, bo masz szansę naprawdę dobrze skończyć Mgłę. Będę ci tutaj kibicowała, bo wierzę, że uda ci się jeszcze wyprostować historię tak, żebyś sama była z niej zadowolona.
OdpowiedzUsuńA Chłopak mógłby się pojawiać, jak go wołają. Bo jakoś inni jego imiennicy to przyłażą, nawet jak się ich nie prosi -.-
Dzień dobry, ja tu sobie czekam i przypominam.
UsuńJa tutaj DALEJ jestem.
Usuń